Podróż Chiny 2010 Szanghaj i okolice
“Świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę” Święty Augustyn
Udało się nam po raz kolejny zrealizować marzenia!
Chiny w 2009 roku były tylko początkiem – już wiedzieliśmy że chcemy pojechać drugi raz i odkryć jeszcze trochę nowych miejsc. Tym razem nowością był Szanghaj i okolice oraz poznany już trochę Pekin – dwa miejsca i ponad dwa tygodnie (7 – 24 kwietnia).
Szanghaj -nowoczesność z nutką nostalgi 2010-05-03
Tym razem znowu lecieliśmy z Aerofłotem z Warszawy. Do stolicy z Krakowa dotarliśmy pociągiem, a na lotnisko z dworca Centralnego autobusem 175 (ok 20 min).
Najmniej przyjemnym etapem podróży było czekanie na samolot na lotnisku Szeremietiewo.
W Szanghaju byliśmy ok 9 rano.
Pierwsza atrakcja to przejazd kolejką Maglev – może jechać nawet 431 km/h (prędkość zależy od godziny). My jechaliśmy “tylko” 301 km/h…
Wybraliśmy hostel Phoenix – głównie ze względu na lokalizacje (przy Placu Ludowym) i na dobrą komunikacje – blisko metro. W hostelu pokoje ok, miła obsługa, na dachu bar, a na dole restauracja.
Przyjechaliśmy rano – więc prawie cały dzień przed nami.
Wykorzystaliśmy go na zobaczenie Qibao. Kiedyś było to odrębne miasteczko – dziś można dojechać tam metrem (od wyjścia z metra trzeba przejść kawałek).
Ze względu na nieskomplikowany dojazd polecam taką wycieczkę. Ładne domki nad kanałami, wąskie uliczki ze sklepikami. Naprawdę miło można tu spędzić kilka godzin. My zjedliśmy obiad w jednej z knajpek nad kanałem i już trzeba było wracać – zaczęło się robić ciemno.
Pierwszy dzień to też pierwsze rozczarowanie – jest dość zimno… :(
Kolejne dni musieliśmy dość dobrze zaplanować – oczywiście mocno opierając się na prognozach pogody.
WYDATKI
- bilet Aerofłot Warszawa-Szanghaj, Pekin-Warszawa 1780 zł
- wizy 220 zł + pośrednictwo 44 zł
- kolejka Maglev z lotniska w Szanghaju 40Y (zniżka z biletem lotniczym 10Y)
- hostel Phoenix 30 zł/osobę w pokoju 4 osobowym
Suzhou - miasto ogrodów 2010-05-05
Jeszcze w Polsce planując pobyt w Szanghaju myślałam przede wszystkim o pięknych ogrodach w niedalekim Suzhou. Do tego miasta ogrodów wybraliśmy się z Szanghaju już drugiego dnia pobytu.
Do Suzhou pojechaliśmy pociągiem. Na dworcu głównym kasy biletowe są nietypowo w osobnym budynku na prawo od dworca (nr 10 jest dla obcokrajowców) – za to w samym budynku dworcowym są dwie hale z automatami (fajnie rozwiązanie – ale może się zdarzyć, że automat pokaże brak miejsc, a w kasie będzie można je kupić!).
Na szybkie śniadanie polecam dumplingi zaraz naprzeciwko dworca – 1,5Y. Kupuje się zaraz przy wejściu ale można też usiąść.
To, że pociągi w Chinach są wygodne – wiedzieliśmy. Ale pociągi jakimi jeździliśmy tym razem zaskoczyły nas totalnie! Niesamowicie czyste, wygodne i szybkie – jechaliśmy 200km/h!
W Suzhou zaraz rzucili się na nas naganiacze. Z mapy wynikało jednak, że coś ładnego jest całkiem blisko – poszliśmy więc na nogach (od dworca w lewo na uroczy most z chińskimi daszkami). Faktycznie idąc ulicą Renmin Lu już zaraz zobaczyliśmy Muzeum Jedwabiu, a potem imponującą Pagodę Północną (Beisi Ta).
Na sam szczyt pagody można wejść. Nam to dodatkowo pozwoliło zorientować się trochę w topografii miasta. Potem jeszcze spacerek po niewielkim parku i ruszamy dalej.
Gdy dotarliśmy do Ogrodu Pokornego Zarządcy (Zhuozheng Yuan) zrobiła się fantastyczna pogoda!
Sam park jest uroczy. Mnóstwo wody, mostków i delikatnych pawilonów. Pierwsze wiosenne kwiatki już kwitły, choć jak pokażą się lotosy park wygląda pewnie jeszcze ładniej.
Do spacerowej ulicy Guangian Jie znowu postanowiliśmy iść na nogach. Dzięki temu odkryliśmy fantastyczna cukiernię “85 stopni”.
Do ogromnej świątyni Xuanmiao już niestety nie weszliśmy.
Do dworca wróciliśmy autobusem nr 32 (przejeżdża też obok Pagody która wieczorem jest fantastycznie oświetlona).
Na Suzhou jeden dzień to trochę za mało. Więcej o tym co można zobaczyć w tym mieście polecam przeczytać na blogu Jakuba.
W Szanghaju, w naszym hostelu Phoenix wreszcie zjedliśmy późny obiad…
A wieczorem spacerek na Bund. Niestety po 22 gasną wszystkie imponujące światełka…
WYDATKI
- bilet Szanghaj Suzhou 31Y
- Pagoda Północna, świątynia i ogród 25Y
- Ogród Pokornego Zarządcy 50Y
Szanghaj - Ogrody Yu Yuan 2010-05-05
Trzeci dzień – nareszcie wyruszamy zobaczyć Szanghaj. Na zdjęciach widziałam jak fantastycznie wygląda Stare Miasto. I się nie rozczarowałam. Tylko te tłumy na ulicach były dość męczące. Na słynny mostek z zakrętami, prowadzący do Herbaciarni Huxingting prawie nie było szans wejść.
Błąkając się przy Świątyni Boga Miasta zaczepił nas pan i zaprowadził, a właściwie wsadził do windy na punkt widokowy. To tylko pretekst, żeby ściągnąć tam turystów, bo na górze była też herbaciarnia. Za degustacje herbaty grzecznie podziękowaliśmy, a widoki był za darmo.
Zmęczeni tłumami uciekliśmy w końcu do Ogrodu Yu Yuan. Tutaj w labiryntach i zakamarkach można było uciec od wycieczek i tłumów.
Ogród jest niesamowity. Inny niż te w Suzhou. Jest na znacznie mniejszym obszarze, ale dzięki sprytnemu wykorzystaniu tej przestrzeni sprawia wrażenie bardzo rozległego.
Jest to istny labirynt z małymi pawilonami, mostkami, oczkami wodnymi i dziedzińcami. Tutaj pięknie kwitły drzewka owocowe i kamelie, które widziałam pierwszy raz!
Po tych wszystkich przyjemnościach estetycznych przyszedł czas na jedzenie. Ale to nie takie proste – w tym czasie setki Chińczyków miały taki sam zamiar i wszędzie były ogromne kolejki. Udało się nam wreszcie spokojnie usiąść w barze wegetariańskim. Podobno to najstarsza restauracja wegetariańska w mieście. Każda potrawa 10Y. Więc znowu niezawodne tofu w kilku postaciach, ale też nareszcie skosztowaliśmy korzeń lotosu. Hmmm… w sumie szczególnie rewelacyjny nie był.
Na koniec dnia jeszcze spacerek na Bund – tłumy ludzi, a wieżowce faktycznie drapią chmury.
Obiad mieliśmy nadzieję zjeść na słynnej Nanjing Dong Lu. Niestety taki zamiar miały też tysiące chińczyków! Restauracje są już przygotowane na to, że klienci czekają na stolik – mają normalne poczekalnie – w większych (np. Babela’s Kitchen) jest to nawet mini-widownia dla grupy 20-30 osób!
Od śmierci głodowej uratował nas powrót na nasz Plac Ludowy. W jednym z centrów handlowych znaleźliśmy naszą ulubioną restaurację Ajisen Ramen – po ledwie 5ciu minutach w poczekalni dorwaliśmy stolik i menu. ;))
Szanghaj - Jadeitowy Budda 2010-05-05
Czwarty dzień – znowu zwiedzanie Szanghaju. Pojechaliśmy do Świątyni Jadeitowego Buddy – metrem, ale od metra trzeba jeszcze kawałek przejść na nogach (plan miasta jednak jest potrzebny!). W Świątyni oprowadzał nas po angielsku wolontariusz. Chyba nie bardzo był zadowolony z naszej grupy, bo się mu cały czas rozłaziliśmy robiąc zdjęcia – w końcu na porzucił w sklepie z suwenirami :).
Figura Buddy z jadeitu jest w osobnej sali na piętrze i wstęp też jest osobno płatny. Oczywiście nie wolno robić zdjęć.
W tym dniu pogoda postanowiła przejąć inicjatywę i zdecydować co będziemy zwiedzać. Bo co można zwiedzać jak pada deszcz? Na szczęście w Szanghaju mieliśmy kilka rozwiązań alternatywnych na wypadek deszczu. Jednym z nich było Oceanarium – i tam właśnie pojechaliśmy.
Oceanarium jest na drugim brzegu rzeki Huangpu – na Pudongu. Przedostać się na drugi brzeg można na kilka sposobów – promem, kolejką z psychodelicznym tunelem (40Y) lub zwyczajnie (i najtaniej) metrem. Przy takiej pogodzie wybraliśmy to ostatnie.
Pudong to dzielnica niedawno wybudowana – drapacze chmur z najsłynniejszymi – Perłą Orientu, Jin Mao Tower i najwyższym Shanghai WFC. Oglądając je z dołu można było powiedzieć że faktycznie drapią chmury – samych szczytów nie było widać…
W tak dużym oceanarium byłam pierwszy raz. Nie mam porównania – więc bardzo mi się podobało. Dodatkową atrakcją było pogłaskanie rekina. Największe wrażenie robiły tunele z ogromnymi rekinami, żółwiami i ławicami srebrzystych rybek. Małe akwaria były oświetlone takim światłem, że fantastycznie wychodziły nam zdjęcia.
WYDATKI
- Świątynią Jadeitowego Buddy 20Y + 10Y
- Oceanarium 135Y
Hangzhou - niebiańskie miasto 2010-05-05
Jak to często bywa w życiu i w podróży – to co sobie zaplanujemy, nie zawsze uda się zrealizować. Tym razem nie dotarliśmy do zamglonych szczytów gór Huang Shan. Pokonała nas pogoda – prognozy zapowiadały mróz i śnieg… Pomimo mojej determinacji w dotarciu do tych gór, perspektywa spędzenia całego dnia na śliskich schodach i ze śniegiem wciskającym się do oczu nawet mnie pokonała.
W to miejsce musieliśmy znaleźć jakąś inną wycieczkę. Zastanawialiśmy się nad Nankinem ale ostatecznie wygrało Hangzhou.
Hangzhou - dawna stolica, o której Marco Polo pisał, że to “najwspanialsze na świecie, niebiańskie miasto”.
Pociągi do Hangzhou startują z Dworca Południowego. Dworzec jest niesamowity – wygląda jak gigantyczny latający spodek! (dojazd metrem nr 1).
Tutaj też przekonaliśmy się, że przepisy na dworcach są restrykcyjnie przestrzegane. Na 5 min przed odjazdem nie wpuszczają już na perony :). Tak wiec zamiast jechać o 7.39 musieliśmy zmienić pociąg na 8.32. Różnica polegała też na tym, że nie mieliśmy miejsc siedzących.
Tutaj też po raz pierwszy w Chinach kupiliśmy bilety powrotne!! Wydaje się to pewnie dziwne – ale wcześniej nie można było inaczej kupić biletów, jak tylko na miejscu, z danej stacji docelowej. Jak bardzo to utrudniało planowanie wyjazdów nie muszę wspominać.
W pociągu mknąc ok 150 km/h przez ok 2 h oglądaliśmy sobie widoki przez niskie okna w korytarzu przy “warsie”, siedząc na podłodze. Ale jakiej podłodze! Czystej! ;)
Po przyjeździe czekała nas mordercza walka o taxi – a właściwie o tani przejazd. Po standardowym 100Y nie było ze strony taksówkarzy innej propozycji! Na szczęście trafił się jeden młodszy, mniejszy cwaniak i za 30Y pojechaliśmy do Wioski Longjing (można też autobusem – jednak po bezowocnych pytaniach do kilku osób na czele z policjantem daliśmy sobie spokój z szukaniem przystanku). Polecam też kupić na dworcu mapę Hangzhou i okolic – niestety u handlarek, bo w kiosku były tylko po chińsku.
Wioska Longjing (Smocza Studnia) – ładne miejsce i fantastyczne tarasy z herbatą. Tutaj spędziliśmy najwięcej czasu. Po drodze prawie przy każdym domu herbata suszyła się w wielkich koszach lub była prasowana w specjalnym urządzeniu. Najprzyjemniej jednak było jak weszliśmy za wioską na wąskie ścieżki między herbacianymi krzaczkami! Z tego regiony pochodzą najlepsze w Chinach odmiany zielonej herbaty Longjing!
Z wioski pojechaliśmy już autobusem do Feilai Feng do Świątyni Lingyin Si (z wioski trzeba iść do głównej drogi – przystanek pod górę! po prawej stronie – autobus Y3 a przy jeziorze trzeba przesiąść się do K7 i do końca).
Przy kasie było małe zamieszanie z biletami – trzeba kupić osobny bilet do parku z posągami – “scenic area” – (45Y) i osobny do samej Świątyni leżącej w tymże parku (30Y).
Zaraz po lewej stronie od wejścia groty i skały z rzeźbami. Nie ma jednak sensu (sprawdziliśmy ;) wchodzić na sam szczyt – choć w lesie liany i klimat jak w Kambodży.
Przed wejściem do Świątyni Lingyin Si kamienne pagody z 969 r n.e. Świątynia została założona w 326r n.e. i dziś pozostała tylko namiastka jej dawnej świetności (kiedyś ponad 70 sal). Jednak i dziś robi wrażenie – szczególnie ogromny, 20 m posąg Buddy z drzewa kamforowego.
Wychodząc ze świątyni trzeba przejść przez ciąg sklepików z pamiątkami, ale też stoisk z herbatą. Kupujemy bez opamiętania – niestety przy pierwszym stoliku napadło nas jakieś zaćmienie i nie targowaliśmy się… co jednak odbiliśmy sobie przy kolejnych stoiskach!
Na koniec pojechaliśmy jeszcze nad Jezioro Zachodnie (autobus Y2). Już jest niestety późne popołudnie więc bez słońca, ale widoki ładne.
Do dworca wracamy autobusem K7 – ostatni przystanek.
Mieliśmy też ochotę zobaczyć w Hangzhou Muzeum Medycyny Tradycyjnej i Muzeum Herbaty – ale jak zawsze zabrakło czasu.
WYDATKI
- bilet Szanghaj-Hangzhou 54Y
- mapa Hangzhou 8Y
- taxi do wioski Longjing 30Y
- Park z posągami Buddy Feilai Feng 45Y
- Świątynia Lingyin Si 30Y
Wuzhen - drewniana Wenecja 2010-05-05
Okolice Szanghaju to nie tylko słynące z ogrodów Suzhou, ale też urocze miasteczka poprzecinane kanałami z wodą. W przewodnikach wymieniane są najczęściej Tongli i Wuxi. Ja jeszcze w Polsce odkryłam piękne zdjęcia z Wuzhen i tam właśnie pojechaliśmy.
Choć za każdym razem bardzo wzbraniamy się przed korzystaniem z wycieczek zorganizowanych, tym razem musieliśmy skapitulować. Oczywiście przyczyna jak zawsze prozaiczna – dojazd. Dotrzeć do Wuzhen może jeszcze by się udało – pociągiem lub autobusem, ale wrócić po południu już zupełnie nie było możliwości.
Wybraliśmy najwygodniejszą opcje – wycieczkę z hostelu za 150Y (już w Wuzhen okazało się, że sam bilet wstępu kosztuje 100-120Y w zależności od opcji – więc z biurem wyszło nas taniej!).
O 7.30 podjechał autobus pod nasz Hostel. Wyjeżdżając z miasta pierwszy raz zobaczyliśmy jaki Szanghaj jest ogromny (głównie poruszaliśmy się wcześniej metrem).
Do Wuzhen dotarliśmy po ok. 3 godzinach. Na trasie mieliśmy jednak postój na degustacje naparu z… chryzantem. Można było też kupić skomponowaną mieszankę herbaty, owoców i soli morskiej! Taki urok wyjazdu zorganizowanego…
Miasteczko Wuzhen to typowa atrakcja turystyczna – więc wycieczek też cała masa. My oczywiście odłączyliśmy się od naszej Uroczej Chińskiej Przewodniczki (na szczęście znała trochę angielski i umówiliśmy się na zbiórkę po południu). Na biletach które dostaliśmy zaznaczone były miejsca w które warto zaglądnąć i wymagane jest pokazanie biletu. Chyba najbardziej podobało się nam muzeum rzeźby i łóżek.
Polecam też zaglądnąć do destylarni wina ryżowego – produkują tutaj sanbai. Jest jasne i mętne – smakuje jak “nasze” młode wino. Niestety kupiliśmy zbyt mało żeby dowieźć do Polski. ;(
Miasteczko jest faktycznie bardzo ładne – drewniane domki, kamienne ulice, małe knajpki.
Z doznań kulinarnych chyba najbardziej zapamiętamy zapach kiszonego tofu… PASKUDZTWO!
Pogoda była taka sobie – ale najgorsze, że było bardzo zimno. Deszcz był na tyle uprzejmy że zaczął padać jak już wsiadaliśmy do autobusu.
W drodze powrotnej czekała nas kolejna atrakcja na trasie. Autokar, jak wiele innych mu podobnych zatrzymał się przy ogromnym centrum handlowym – China Tongxiang World Trade Center. Jednak takiego sklepu jeszcze nie wiedzieliśmy! Rozmiar naszej Galerii Krakowskiej, ale na trzech poziomach TYLKO torebki, buty i futra! I to w każdym butiku prawie to samo! Ceny z kosmosu i trzeba się targować! Udało mi się kupić ładne zielone rękawiczki. Niestety potem wielokrotnie się przydały…
Wieczór w Szanghaju zakończyliśmy obiadem w Ajisen Ramen, zakupami i spacerkiem po starym mieście.
WYDATKI
- wycieczka do Wuzhen 150Y
- szanghajskie piżamki 29-39Y
- rękawiczki 10Y
Szanghaj - Stare Miasto 2010-05-05
Ostatni dzień w Szanghaju. Rano – przed 8 pobiegliśmy na Stare Miasto. Tym razem mostek do Herbaciarni Huxingting był cały masz! Bez tłumów i wycieczek.
Pewnie większość osób wie, dlaczego Chińczycy budowali takie zygzakowe mosty – dla tych co nie wiedzą napiszę. Mostki takie miały chronić przed złymi duchami, które nie potrafią omijać narożników (dlatego też, przechodząc przez większość bram pałaców napotykamy ścianę którą trzeba ominąć z lewej lub z prawej strony).
Herbaciarnia z zewnątrz i w środku jest urocza. Na dole można dostać nawet lody herbaciane i herbatę na wynos. Jest piętrowa i tutaj jest pewien kruczek. Na górze to część typowo dla turystów – tu ceny zaczynają się od 100Y! No dole atrakcją było już to, że tak rano siedzieli tu miejscowi na herbatce. Tutaj ceny to 30Y za czajniczek – ale uwaga na jedną osobę! Dla kogoś jak ja, nie za bardzo przepadającą za herbata to było jednak za dużo. Gdyby tu mieli kawę… ;)
Ostatni dzień, więc wypadało wreszcie zobaczyć Świątynie Boga Miasta. Tak rano była pełna wiernych palących kadzidełka. Byli też kolorowo ubrani mnisi.
Na koniec jeszcze trochę zakupów – pojechaliśmy do domu handlowego tylko ze sprzętem fotograficznym ( polecanego przez Jakuba) „Xing Guang Photographic Equipments” – przy skrzyżowaniu ulic Luban i Xietu, 10 minut drogi piechotą ze stacji metra Luban Road. Udało się upolować tanie filtry do aparatów.
Będąc w Szanghaju nie zapomnijcie spróbować wina ryżowego – my testowaliśmy dwa za 5Y i 23Y – choć cena rożna oba smakowały podobnie… z lekką przewagą tańszego. Inne ciekawe zakupy to… charakterystyczne szanghajskie piżamy!
Odwiedziliśmy też tego dnia Muzeum Szanghajskie (wstęp wolny). Naprawdę warto – nie tylko wtedy gdy pada deszcz.
Ekspozycje podzielone są tematycznie – ceramika, monety, grafika i kaligrafia. Byliśmy tuż przed zamknięciem więc musieliśmy się streszczać, ale największe wrażenie robiła piękna stara porcelana. Dodatkowo zobaczyliśmy wystawę obrazów z Uffizi z Florencji! (Będąc kilka lat temu we Florencji nie udało się nam wejść do tego muzeum – takie były kolejki!)
Przy Placu Ludowym jest też budynek Urban Planning Exhibition Hall. W jego podziemiach, do których dociera się z tuneli metra są odtworzone zaułki i uliczki starego Szanghaju. Oczywiście wszystko pod turystów i są tam butiki – ale ma to swój urok.
Ostatnią atrakcją tego dnia był… POCIĄG! W takich luksusach jeszcze w Chinach nie jechaliśmy – zamykany przedział 4 osobowy, telewizor dla każdego, kilka kanałów z filmami, obowiązkowy termos z gorącą wodą i pantofle :)
Cena była też luksusowa – ale raz można :) Jechaliśmy średnio 200 km/h i po ok 10 godzinach wylądowaliśmy w Pekinie.
WYDATKI
- Świątynia Boga Miasta – 10Y
- pociąg Szanghaj – Pekin 692Y
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Kasiu, jestes kolumberowym ekspertem od Chin! Mysle, ze masz prawo dopisac do swojego psedonimu "ch", aby bylo kasai.eu.ch :-)) Pozdrawiam :-)
-
widzę że znasz jeden z moich ulubionych cytatów...czytajmy jak najwięcej :)
-
bardzo fajna relacja. i rzeczywiście tyle cennych wskazówek, że jak kiedyś będę się do Chin wybierać to ponownie tu zajrzę :) pozdrawiam!
-
ciekawa relacja,duzy plus za praktyczna strone i wskazowki.